Council of First Sorcerers/ Rozdział I

 







1.




Od dawien dawna wiadomo było, że wszystkie decyzje i polecenia co do świata magicznego wydaje Rada. Ale błędem jest to, że wszyscy myślą iż to ta rada gdzie zasiada stara rudowłosa wiedźma, jakiś typek co wygląda na drobnego pijaczka i baba która, myśli, że jest ponad wszystko. A to pod przewodnictwem niejakiej Cordeli Fox...

Uważa się za najwyższą i nietykalną. Prawda jest taka, że ona nie jest lubiana  wśród magicznych i te jej dziewczynki. Sztuczne, zrozumiałe i zbyt pewne siebie, a to sprawka oczywiście Cordeli... biedna nawet nie wie w jakim błędzie żyje. Bo to nie ona i nie ta jej rada, a już na pewno nie czarownicy ze szkoły Hawthorne. Wszystkie decyzje podejmuje i wydaje Rada Pierwszych, a to rada która, składa się z najstarszych i oczywiście nieśmiertelnych czarowników. Rada ta istniała już w XIX wieku. Także jesteśmy najstarsi, najsilniejsi i tylko my się liczymy...

Obecnie przebywam w swoim pokoju i przeglądam księgę starożytnej magii. Siedzę tak nad tą książką już kilka godzin i szczerze mówiąc mam już dość. Więc odkładam księgę w bezpieczne miejsce i opuszczam swój pokój. Idę korytarzem w kierunku biura Artemisa. Jest on głównym głównym liderem rady i to on szefuje. A jednocześnie też jest dobrym przyjacielem

Nie muszę pukać iż drzwi są otwarte, więc wchodzę do środka wdychając przy tym

- Co tam dziewczynko?- Pyta się mnie Artemis który, stoi przy szafie, a w rękach trzyma segregator

- Czy my kiedyś będziemy mieli chodź trochę wolnego?- Zapytałam

- Wolnego? Wolne to my mamy prawie cały czas

- Dobrze, że dodałeś to " prawie"

- Dobrze, że przyszłaś. Miałem właśnie do Ciebie iść bo jest sprawa

- Co jest?

- Wezwali nas do Hawthorne, podobno znaleźli wyjątkowego chłopca- Mówi- Mamy jechać i ocenić czy jest on magiczny czy to tylko siła sugestii

- Kto jedzie?

- Ty i Marcel. Przecież należysz do Rady

- No tak, a Ty nie możesz ze mną lecieć?

- Mam dużo pracy, muszę przejrzeć te dokumenty, a potem odpisać na e-maile od naszych rodzin

- Dobrze. Kiedy mamy tam lecieć?

- Jeszcze dzisiaj, samolot będzie na was czekał

- To się zbieram

- Aha, Celeste- Zwrócił się do mnie- Jeśli ten chłopak faktycznie jest magiczny to postaraj się, żeby trafił do naszej akademii

- To oczywiste, że musi trafić do nas

Wróciłam do pokoju, zabrałam swoje drobne rzeczy które, zawsze mam przy sobie podczas podróży, a potem zeszłam na dół gdzie czekał już na mnie Marcel

- Lecimy wydać wyrok

- Wyrok?

- No. To my zdecydujemy czy chłopak nadaje się do akademii czy nie

- Na pewno się nadaje

- Na pewno to Kopernik nie żyje El

- Ha ha ha- To jego poczucie humoru mnie doprowadzi na skraj umysłowego rozpadu

Wsiedliśmy do samochodu który, zawiózł nas na lotnisko skąd odlecieliśmy do Nowego Orleanu, bo to właśnie tam znajduje się szkoła dla chłopców... lot trochę potrwa więc ja uruchomiłam laptopa i zaczęłam pisać protokół który, muszę później zdać radzie

- Jeszcze nie wiesz co, a już zaczęłaś pisać?- Marcel się zadziwił

- Zacznę początek, a potem dokończę resztę

- Mam tylko nadzieję, że nie powiadomią tych feministycznych lalek- Skrzywił się mówiąc o nich

- Powiadomili radę, czyli nas. A my jesteśmy nad nimi więc to one mają się nas słuchać

- Chwała Szatanowi

- Tylko nie wspominaj o nim jeśli te lalki się pojawią, one są strasznie uczulone na byciem dobrym- Stwierdziłam z lekką odrazą

- Ta ich akademia nie dorasta nam do pięt- Zaczęliśmy się śmiać

***

Wylądowaliśmy w Nowym Orleanie, a potem samochód zawiózł nas do Hawthorne. Przed budynkiem czekali na nas czarnoksiężnicy,  nie wszyscy bo tylko dwóch

- Dobrze, że przylecieliście- Mówi Baldwin

- A gdzie zgubiliście kolegów?- Pytam

Ja i Marcel, jesteśmy ubrani na czarno, a na oczach mamy czarne okulary przeciwsłoneczne...

- Są w środku

- Czyżby bali się stanąć oko w oko z najwyższą radą?

- Ależ nie, oni zostali w środku iż chcieli dopilnować porządku

- To może pokażecie nam to nagranie?

- Tak, chodźcie- Przepuścili nas

Zjechaliśmy windą na dół, a tam dojrzałam wreszcie pozostałą dwójkę

- Behold- Witam się z nim - John

- Celeste- Mówi

- Mógłbyś przestać się wreszcie dąsać- Doradziłam mu

Nie odezwał się ani słowem, no cóż nie moja wina, że kiedyś do mnie startował, a ja go olałam...

- Mamy nagranie od policji- Mówi Baldwin

- Mam uwierzyć, że LAPD wysłało wam nagranie z własnej woli?- Patrzę na nich z lekką kpiną- Włączaj

Stanęłam na czele i zaczęłam przyglądać się uważnie nagraniu. Na filmie było widać jak policjant pobił tego chłopca co było odrażające, jak można być takim zwierzęciem i znęcać się nad takim uroczym chłopaczkiem?

Nagle ten policjant znalazł się na ścianie i zaczął krzyczeć bo jakaś nieznana siła zaczęła wykręcać mu ręce. Oparłam dłonie na blacie stołu i przypatrzyłam się dokładnie...

Chłopiec siedział pod drzwiami skulony i płakał, a policjant nadal był na ścianie. Uśmiechnęłam się do siebie

- Bez wątpienia, mamy tu do czynienia z potężną magią- Stwierdziłam odsuwając się- Proponuję jechać po niego, a potem zabierzemy go do akademii Lawranca

- Dlaczego do waszej akademii?

- A dlaczego nie? U nas będzie miał spokój, będzie miał czas na regenerację, a potem pomożemy mu opanować jego moce- Wyjaśniłam- Marcel- Spojrzałam na niego

- Artemis, osobiście będzie nadzorował szkolenie chłopca

- Tutaj ma predyspozycje, a poza tym nasza szkoła jest dla chłopców

- Błagam Ariel- Zakpiłam z niego- Mamy XXI wiek, dzielenie chłopców i dziewczynek to było w średniowieczu. Ale myślę, że może znajdziemy wyjście z tej małej sytuacji, najpierw pojedźmy po niego, damy mu czas na odpoczynek, a potem on sam zdecyduje gdzie chciałby się uczyć- Zaproponowałam- No to kto jedzie?

- Pojadę z Tobą

- Marcel, zaczekasz? Nie zajmie nam to długo

- A mam jakieś wyjście?

- Dzięki

Jadę z Arielem, po Michaela, bo tak ma na imię ten chłopak...

Dojazd nie zajął nam dłuższego czasu, Ariel, zaparkował samochód na parkingu, a ja wysiadłam i poszłam pierwsza. Weszłam do budynku i od razu poszłam szukać Michaela

- Chwileczkę- Zatrzymał mnie jakiś policjant- Kim jesteś i czego tu szukasz?

- Kim jestem?- Popatrzyłam się na niego z kpiną- Zaraz Ci powiem kim jestem

- Celeste- Ariel mnie uprzedził- My do Michaela Langdona

- Adwokat?

- Tak

- A ona?

- Moja asystentka. Celeste, idź do Michaela, porozmawiaj z nim, a ja załatwię formalności

- Oczywiście

Odwróciłam się i poszłam w stronę celi w której, przetrzymywali chłopaka. Gdy  zatrzymałam się na wprost moje serce rozpadło się na kawałki. Jak można tak traktować człowieka? Podeszłam do drzwi, a moje obcasy wydały dźwięk

- Michael- Odezwałam się

On się odwrócił i poparzył na mnie

- Kim jesteś?

- Mam na imię Celeste i jestem tutaj, aby Ci pomóc. Z góry mówię, że nie jestem adwokatem, ani nie jestem z opieki społecznej. Jestem przyjaciółką

- Ja nie mam przyjaciół- Powiedział odwracając się do mnie plecami

- Pozwól, że coś Ci powiem. Ja też jakiś czas temu miałam problemy, nie miałam nikogo bo moi rodzice nie żyją, a ja jestem sama. Też wielokrotnie trafiałam do aresztu- Zatrzymałam się na chwilę- Ale pewnego dnia znalazł mnie Artemis, pomógł mi i dostrzegł we mnie coś co niewiele osób potrafiło zobaczyć. Zabrał mnie do Akademii Lawranca, nauczył mnie jak mam panować nad swoim gniewem. Wiem co przeżywasz, rozumiem Cię doskonale. Dlatego chcę Ci pomóc

On się odwrócił, usiadł i popatrzył na mnie

- Powiedz mi co czułeś gdy ten policjant tak Cię potraktował? Czułeś gniew?- Zapytałam

- Chciałem tylko, żeby przestał- Odpowiedział

- Czy nigdy nie zauważyłeś, że wokół Ciebie dzieją się niezwykłe rzeczy?- Popatrzyłam na niego- Możesz zmienić swoje życie na lepsze. Czas iść Michael- Podniosłam dłoń i machnęłam nią, a drzwi same się otworzyły

- Jak to zrobiłaś?- Od razu się podniósł

- Mam swoje sposoby- Mrugnęłam do niego- Chodźmy

Poszłam pierwsza, a Michael, za mną. Ariel popatrzył się na mnie z zaskoczeniem, a ja tylko się uśmiechnęłam do siebie

- Chwila! On jest zatrzymany- Krzyknął policjant

- Już nie, jest wolny- Odpowiadam i macham dłonią, a on ląduje na ścianie- Nie martw się, nic mu nie będzie

- Na pewno

Doskonale wiedziałam, że Michael, zrobił, to samo, ale z większym efektem bo skręcił mu kark...

Wyszliśmy z budynku, a potem wsiedliśmy do samochodu skąd odjechaliśmy do szkoły Hawthorne...


Tak oto rozdział I mojej nowej książki którą, wstawiłam jakiś czas temu na mój Wattpad

Mam nadzieję, że wam się spodoba



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Another Millenium / Rozdział XI

Rozkład jazdy publikacji rozdziałów

Powitanie i wprowadzenie