Council of First Sorcerers/ Rozdział III

 





3.


Spędziłam kilka dni w szkole Hawthorne i o te kilka dni za dużo. Nienawidziłam tu być, a tym bardziej nie cierpiałam tych zarozumiałych i zadufanych w sobie czarnoksiężników którzy, uważali, że pozjadali wszystkie rozumy na świecie...

Najbardziej zależało mi na Michaelu iż wiedziałam co przeżył, jak go traktowano, jak potraktowała go jego własna matka. Zasługiwał na szansę, po prostu zasługiwał na to aby potraktowano go inaczej niż do tej pory...

- Michael- Powiedziałam do niego

On odwrócił się i spojrzał na mnie, a jego wzrok był pytający

- Panno Celeste

- Celeste- Poprawiłam go- Bo tak na prawdę nazywam się Celeste Vixen, ale proszę mów mi po prostu po imieniu- Poprosiłam go

- Mogę?

- Oczywiście, że możesz- Pozwoliłam mu na to- Co byś powiedział na to, żebyśmy poszli na spacer?- Zaproponowałam mu

- Z chęcią, ale można wyjść?- Zapytał

- Oczywiście, że tak, przecież nie jesteś tu więziony- Mówię, a potem idziemy w stronę windy

- Dokąd zabierasz Michaela?- Pyta Behold, który, nie wiadomo skąd nagle pojawia się na naszej drodze

- Zabieram Michaela, na spacer. Nie martw się nie uprowadzę go- Doskonale wiem co on sobie pomyślał- Zwyczajny spacer, chyba nie muszę się pytać o pozwolenie prawda?

- Oczywiście

- No, a teraz byłbyś tak uprzejmy i zniknął nam z drogi?- Patrzę na niego sztucznym uśmiechem, a ten się odsuwa i przepuszcza nas w stronę wyjścia- Dziękuję

Wchodzimy z Michaelem, do windy, a gdy winda jedzie na górę co nie trwa długo, wychodzimy na powietrze. Od razu biorę głęboki wdech

- Ach- Wdycham- Świeże powietrze, na prawdę nie wiem jak oni mogą tam siedzieć tyle czasu- Stwierdzam z nutą kpiny, a potem patrzę na Michaela
- To co zabieram Cię na miasto

- Mieliśmy wyjść tylko na spacer- Przypomina mi

- Tak wiem, ale spacer na mieście też może być nie? Tylko wprowadzimy trochę poprawek w Twojej garderobie

- Co?

Staję przed nim i jednym pstryknięciem palca zmieniam mu ubranie za pomocą magii oczywiście. Teraz Michael, jest ubrany cały na czarno, ma czarną koszulkę, na to założony czarny kardigan, czarne spodnie i buty, a na szyi specjalny naszyjnik z takim jakby kryształem

- Pięknie- Przyznałam

- Wow, jestem pod wrażeniem

- Dziękuję, a teraz możemy iść

Właściwie nie poszliśmy tylko przenieśliśmy się do miasta, bo po co używać nóg, skoro można się przenieść za pomocą magii...

- Nie będę ukrywać, że odkąd przybyłeś do Hawthorne, widzę w Tobie coś czego inni nie dostrzegli

- To znaczy?

- Drzemie w Tobie ogromna siła która, jest uśpiona. Ale jesteś stworzony do wielkich rzeczy Michael- Mówię mu idąc z nim ramię w ramię chodnikiem- Nie mogę Cię zmusić ani nakazać, żebyś wybrał akademie Lawranca, ale mogę jedynie Cię poprosić o to, żebyś dokładnie przemyślał swoją decyzję

- Zdaję sobie sprawę z tego, że Hawthorne nie ma swoje wady

- Nie licząc snobistycznych czarowników którzy, skończyli na poziomie trzecim, kiedy Ty zyskałeś poziom czwarty. Przewyższasz ich, czas, aby wprowadzić trochę nowego porządku do świata magii- Uświadamiam mu

- Jeśli masz na myśli obalenie ich to raczej to nie wchodzi w grę

- Nie Michael- Śmieję się- Nie chodzi o obalenie czarowników, mam bardziej na myśli to, że Ty zostaniesz nowym najwyższym. Próba siedmiu cudów to tylko takie dopełnienie tego tytułu, a może utrzeć nosa tej zarozumiałej i samolubnej Cordeli- Mówię krzywiąc się na jej imię

- Chyba jej nie lubisz co?

- Nie, ona przyjęła zasadę, że nigdy żaden czarownik nie zostanie najwyższym. Co według mnie jest brednią bo nie zaglądamy już w żadne przepowiednie ani nic z tym związanym. Cordelia wpoiła sobie do głowy, że jest najsilniejszą i najmądrzejszą czarownicą na świecie, a tak nie jest. W rzeczywistości ona jest słaba

- Myślisz, że nie będzie chciała mnie dopuścić do Siedmiu Cudów?

- Zapewne, ale to nie ona decyduje. Może sobie chcieć lub nie, to my decydujemy o tym. Jest tylko jeden problem- Mówię zastanawiając się

- Jaki? - Pyta

- Artemis, musiałby Cię osobiście poznać bo obecnie zna Cię tylko z moich opowieści- Przyznaję- Ale myślę, że to nie będzie żaden problem

- Chyba on jest jakąś szychą u was co?- Dopytuje

- Można tak powiedzieć, jest szychą. Artemis, założył Akademie Lawranca. Właściwie to jego ojciec ją założył, ale niestety zginął i Artemis, musiał dokończyć jego dzieło- Przyznałam ze smutną miną

- Jak to się stało?

- Co?

- Jak jego ojciec?

- Został brutalnie zamordowany, przez wiedźmę

- Oh. To okropne

- Z tego, co wiem to ta wiedźma podobno nie żyje więc dostała to na co zasłużyła- Stwierdziłam, a potem spojrzałam na kawiarnię- Chodźmy tutaj, koniecznie musisz spróbować deseru mango- Stwierdziłam


Tym czasem:


- Jak się sprawy mają?

- Dobrze, chodź czarownicy naciskają na to, aby chłopak uczył się w Hawthorne

- Czarownicy- Brunet o czarnych jak noc krótkich włosach, przeklina czarowników- Tandetna imitacja magów- Drwi z nich- W Hawthorne, różne rzeczy mogą się wydarzyć, a jeszcze jak powiadomią tą Cordelie to już w ogóle będzie kaplica.

- To co zrobić? Chłopak musi sam zdecydować, nie możemy go zmusić

- To nie wchodzi w grę. Przymus był kiedyś, teraz jest własna wola. Ale nie znaczy, że nie możemy go wspierać na odległość- Czarownik wpadł na pewien pomysł- Jak się ma Celeste?

- Też dobrze, pomaga Michaelowi, i chyba go lubi więc tutaj jest plus

- Doskonale, są w podobnym wieku więc mogą się spotykać. Informuj mnie

- Oczywiście

Obecnie:

- Spróbuj tego- Wzięłam kawałek mango i podetknęłam mu go do ust

- Mam ręce- Przyznał z uśmiechem

- Wiem, ale jak smakuje?

- Słodkie, ale pychota

- A nie mówiłam?- Przyznałam z uśmiechem- To moja ulubiona kawiarnia w Nowym Orleanie, zawsze kiedy jestem z wizytą w tym mieście wpadam tutaj. Jest kameralnie i przytulnie- Wnętrze było na prawdę przytulne

Jednak zauważyłam, że Michael, nieco z pochmurniał przez co wyczułam, że coś go niepokoi

- Michael, coś nie tak?- Zapytałam

- Mogę Cię o coś zapytać?

- No pewnie. Pytaj mnie o co chcesz, mnie nie musisz się krępować, jestem po Twojej stronie- Uświadomiłam mu

- Miło mi to słyszeć. Co byś zrobiła gdyby ktoś kazał Ci wybrać?

- Chodzi Ci o szkołę?

- Tak, nie wiem co mam zrobić. Czarownicy z Hawthorne, mi pomogli, uratowali mnie, ale to Akademia Lawranca o mnie walczy- Odłożył łyżeczkę na talerzyk i położył ręce na blacie stolika- Nie wiem co mam wybrać

- Nie mogę Ci powiedzieć co powinieneś wybrać bo obie placówki są doskonałe pod każdym względem, ale- To, ale zawsze się pojawia- Wiadomo o co chodzi. Może po prostu posłuchaj swojego serca? I idź za jego głosem, oni Ci podpowie- Poleciłam mu

- A co jeśli źle mi podpowie? Może się mylić

- Serce nigdy się nie myli, zapamiętaj to Michael- Poradziłam mu



Przepraszam, że długo nic nie wstawiałam, ale miałam masę pracy i nie wiedziałam w co ręce włożyć😅

Obiecuję, że teraz będę już częściej wstawiać nowe rozdziały

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Another Millenium / Rozdział XI

Rozkład jazdy publikacji rozdziałów

Powitanie i wprowadzenie